CrossFit ewoluuje i to bardzo na przestrzeni ostatnich lat i bardzo mnie cieszy, że sposób w jaki od kilku lat sam trenuję i programuję treningi moim podopiecznym jest coraz bardziej popularny. Po wielkim boomie na CrossFit, aktualnie sporo osób zaczyna odczuwać potrzebę zmiany sposobu w jaki trenuje, a wiele osób ciągle ma bardzo złe zdanie na temat CrossFitu.
DOBRZE robiony CrossFit jest najlepszym systemem treningów grupowych jaki istnieje, ale pod jednym warunkiem: jakość prowadzenia zajęć i wykonywania ćwiczeń musi być na najwyższym poziomie.
Dlatego uważam, że przyszłością tego sporu jest totalne odcięcie się od tego co robią na treningach i zawodach profesjonalni zawodnicy, a promowanie CrossFitu jako treningu dla amatora, który chce być sprawny i dobrze wyglądać. Tylko też nie popadając ze skrajności w skrajność jak to się aktualnie dzieje, że promowany jest ciągle CrossFit dla emerytów…
Wszystko sprowadza się do jakości i wiedzy trenerskiej oraz programowania, gdzie jest najwięcej do poprawy.
Również o “kippingu” (dynamiczny ruch z pomocą bioder w ćw. gimnastycznych) moglibyśmy rozmawiać do rana, więc w dużym skrócie: jeśli chodzi o zajęcia grupowe dla normalnych śmiertelników jest to zupełnie niepotrzebne, zarówno jeśli chodzi o podciąganie się na drążku jak i pompki w staniu na rękach i można czas niezbędny na jego naukę wykorzystać o wiele efektywniej. W Miasteczku CrossFit nie robimy kippingu i klubowicze nie mają z tym najmniejszego problemu, bo widzą progres siłowy w gimnastyce i patrzą prozdrowotne i długofalowo na swój rozwój.
Kolejny aspekt to olimpijskie podnoszenie ciężarów i wykonywanie ich na dużej intensywności, co rzadko kiedy kończy się dobrze. Wyizolowanie tych elementów, wprowadzenie większej ilości ćwiczeń rodem ze świata StrongMan, czyli spacery farmera, przerzucanie i noszenie ciężkich piłek czy worków, uzupełniane mądrze wplatanymi ćwiczeniami „kulturystycznymi” powinno stanowić bazę programowania. Do tego wykonywanie trudnych technicznie ruchów jak rwanie, czy muscle-upy na niskiej intensywności, dodatnie pracy w tempie lub pauzy w niektórych ćwiczeniach siłowych, np. przysiadach to moim zdaniem świetne narzędzia. Natomiast kiedy trzeba rzeczywiście mocno popracować i wejść na wysoką intensywność musimy być w stanie jako trenerzy dobrać takie ćwiczenia i ilość powtórzeń żeby klubowicze nawet na dużym zmęczeniu byli w stanie utrzymać poprawną technikę. Po prostu, keep it simple!
Ostatnia ważna kwestia, to według mnie większa liczba treningów NIE na czas, w których skupiamy się na jak najlepszym ruchu, odpowiednim oddychaniu, utrzymaniu odpowiedniego tempa, a nie rywalizacji z innymi i zawsze maksymalnej intensywności, z którą niestety większość kojarzy CrossFit. Uważam, że codzienna rywalizacja i zapisywanie wyników treningu na tablicy nie jest potrzebne i ma więcej wad niż zalet.
W Miasteczku CrossFit zapisujemy je średnio raz, dwa razy na tydzień, kiedy robimy trening siłowy lub jakiś workout testowy, żeby monitorować progres. Według mnie to dobra droga, bo pozwala ćwiczącym skupić się na sobie, a nie ciągle porównywać się z innymi.
Podsumowując uważam, że przyszłością CrossFitu są treningi, w których oprócz ciągłego gadania o jakości, w końcu ta jakość będzie. Zarówno jeśli chodzi o sposób prowadzenia treningów jak i egzekwowanie poprawności wykonania ćwiczeń przez klubowiczów.